Lakiery - ulubieńcy ostatnich miesięcy [Astor, Rimmel i Kobo]
11:08:00
Trzej muszkieterowie towarzyszą mi wiernie od kilku miesięcy (z przerwą, kiedy moje paznokcie i skóra były w opłakanym stanie). Jestem lakieromaniaczką, żaden kosmetyk nie wzbudza we mnie takiej ekscytacji jak lakiery (poza różami) i dorobiłam się pokaźnego stadka. Jednak ostatnio ograniczam się tylko do tych trzech - wygląda na to, że minął mi etap szalonych kolorów i zdobień, teraz pora na zachowawczą klasykę. Ciekawi?
Rimmel x Rita Ora - 498 rain rain go away
Jest między nami klasyczna love hate relationship (jednak z naciskiem na love). Ten lakier zobaczyłam na półce u siostry mojej przyjaciółki i zakochałam się w kolorze. W drodze do domu wdepnęłam do Rossmanna i kupiłam swój egzemplarz. Potem malowałam nim paznokcie chyba trzy razy z rzędu, co jest ostatecznym dowodem moich uczuć. Kolor jest totalnie mój - to taki brudasek, taupe z odrobiną fioletu, w buteleczce wygląda bardziej beżowo - ciepło, ale mój odcień skóry wyciąga z niego raczej chłodną szarość (kurcze no nie umiem opisywać kolorów). W każdym razie dla mnie to taki idealny lakier na codzień, nie narzuca się, a wygląda schludnie (nie jestem fanką odcieni nude). Tyle zalet. Wady są dwie. Konsystencja jest dziwna, dość wodnista i podkresla nierówności płytki (plus, że kryje po dwóch warstwach, a słyszałam, że kolekcja Rity kuleje pod tym względem). Trwałość jest słaba - do trzech dni, o ile tylko leżycie i pachniecie. Mimo to mu wybaczam ze względu na obłędny kolor.
Astor quick and shine - 204 Life in Pink
Mam inny kolor z tej serii i bardzo go lubię, więc kiedy poszukiwałam zgaszonego różu, swoje kroki skierowałam właśnie do szafy Astor. Szczerze mówiąc spodziewałam się nieco jaśniejszego odcienia, ale koniec końców 204 bardzo mi się podoba. Jest to dość ciemny, zgaszony róż, nic ponad to. To, co uwielbiam w tym lakierze to bardzo wygodny, sprężysty pędzelek. Krycie jest fenomenalne, jedna warstwa spokojnie daje radę. Trwałość znakomita, do pięciu dni, bez ścierania końcówek i odprysków. Producent obiecuje schnięcie w 45 sekund, ale niestety nie ma tak dobrze. Jednak wciąż czas schnięcia jest krótki. Zmywa się bez problemu. Ideał. Polecam ogólnie całą tę serie, jest świetna jakościowo i dość tania.
Kobo - 11 Sofia
Lakiery Kobo to moi drogeryjni ulubieńcy, mam sześć kolorów. Uwielbiam w nich wszystko, kolory, krycie, trwałość, połysk. Sofia jest bardzo jasnym, rozbielonym fioletem i myślałam, że na paznokciach będzie wyglądał jak biały, ale nie - on wygląda jak jaśniutki fiolet, nie pomylicie go z bielą, nie ma też nic wspólnego z korektorem (taki efekt często daja białe lakiery). Kryje po dwóch warstwach całkowicie i bez smug. Jest to kolor zdecydowanie jasniejszy od Rimmela i bez domieszki beżu. Fajnie komponuje się z topami i myślę, że byłby świetną bazą pod naklejki. Jedyna wada Kobo - nie dostaniecie ich nigdzie poza Naturą.
Jakie są wasze ulubione lakiery? Blogosfera oszalała na punkcie hybryd, sama przymierzam się do nich od jakiegoś czasu, ale sama nie wiem. Życie jest pasmem wyborów, czyż nie?