Tygodnik z zieleniną [14/16]

17:58:00

Chyba mamy lato.
Znając życie potrwa ono maksymalnie kilka dni, ale zawsze to coś. Sandałki witajcie. Trzeba cieszyć się chwilą, więc carpe diem, czy jakoś tak.



Carpe diem, najbardziej wyświechtane słowa ever (nie wierzycie, to zalogujcie się na jakimkolwiek portalu randkowym).

A propos randek, czy słyszałyście kiedykolwiek taki tekst na podryw: 

czy zechcesz być szynką na kanapce mojego życia?

Usłyszała to moja sis, nie ja, ale i tak obśmiałam się jak norka, a dla fatyganta punkt za kreatywność.

Moi sąsiedzi, jedni z dołu, drudzy z domu obok szaleją. Wczoraj rano jedni mieli mega awanturę zakończoną łzami pana, zaś drudzy zrobili sobie w ogrodzie kinderbal, więc wrzaskom nie było końca. Dziś powtórka z rozrywki, choć w mniejszym gronie. Meh. Dodam, ze domy w Anglii pobudowane są dosyć ciasno, więc kinderbal (połączony z grillem) rozgrywał się praktycznie pod moim oknem w sypialni.

Mój przyszły niedoszły pracodawca wycofał się z podpisania umowy w przeddzień jej podpisania, dzięki czemu stałam się bezrobotna. Po prostu pięknie. Jutro idę w sprawie nowej posadki, więc trzymajcie kciuki.

Do tego pojutrze kończę 30 lat.
Miałam ambitne plany i miałam być zupełnie gdzie indziej i czuję, że w tym momencie nie mam żadnej kontroli nad swoim życiem i generalnie nic nie idzie jak powinno. Nie wiem, czy dalej walczyć z wiatrakami czy po prostu dać sobie na wstrzymanie i przeczekać. Dobry tekst (jak zawsze) o podejmowaniu decyzji napisał ostatnio Andrzej Tucholski.

Z rzeczy optymistycznych, przypadkowo udoskonaliłam przepis na farinatę, tak, że jej smak totalnie mnie usatysfakcjonował. Podstawowy przepis jest banalny, szklanka mąki z ciecierzycy i 3/4 szklanki wody, sól i pieprz, wymieszać na gładko i usmażyć. Niestety po usmażeniu ten cudowny orzechowy smak ciecierzycy gdzieś znika, zostaje tylko dość mdły placek. 

Sekretem jest zielenina. 

Duża ilość posiekanej natki (nawet cały pęczek) i szczypiorku. To w zasadzie wystarczy, żeby odmienić smak biednej farinaty. Ja dodaję jeszcze pokrojone w plastry małe pomidorki, posiekany jarmuż i cebulę, najlepiej tę młodą plus łyżeczka wędzonej papryki. Taka porcja wystarcza mi na dwa razy, ale można ją bez problemu zjeść na zimno.

Druga potrawa, którą jadłam przez (prawie cały) ostatni tydzień, to zupa z książki Everyday super food autorstwa Jamiego Olivera. Książka bardzo ciekawa, polecam. Sama zupa składa się z ziemniaków, jarmużu, ciecierzycy (i chorizo jesli ktoś jada), ogólnie smaczna i pożywna, wiec pewnie będzie częściej gościć w moim menu. Co do jarmużu, ostatnio odkryłam jego ciemną odmianę cavolo nero. Ma długie, dość wąskie liście i jest w smaku delikatniejszy od zwykłego. Lubię go przede wszystkim za to, że można go kupić w całości - to znaczy same liście, ale nie pokrojone, dzięki czemu moge sobie wykroić nerw i mam delikatne liście, a nie sieczkę, którą trzeba przebrać i wyrzucić twarde łodygi (zwykle jest ich naprawdę dużo). Jeśli więc gdzieś dorwiecie odmianę cavolo nero, to spróbujcie.

Na blogu pokazały się dwa teksty:

Z wykopalisk internetowych mam takie oto perełki:
Trzymajcie kciuki, żeby lato nie minęło tu zbyt szybko.

Ciao.

You Might Also Like

0 komentarze

Popularne

Instagram