Ratunku, mam doła!

17:00:00


Zacznę od tego, że rozmawiamy dziś o zwykłym, pospolitym dole, a nie o epizodzie depresyjnym. Na depresję nie pomogą żadne domowe sposoby. Żadne.

Depresja, drogie dziatki, to choroba i jak każdą chorobę należy ją leczyć u specjalisty. Nie minie sama i nie pomogą na nią rady w stylu: weź się w garść, inni mają gorzej.
Wiecie co? Wsadźcie sobie w tyłek takie rady, albo w najlepszym razie ugryźcie się w jezyk. Boleśnie.



mam doła, dziewczynaikot, blog


Wyjaśniwszy tę kwestię, pora przejść do meritum. Francuzi w takich sytuacjach mówią: revenons à nos moutons - czyli: wracajmy do naszych baranów. Jest to jedna z niewielu rzeczy, które pamiętam z lekcji francuskiego. Druga to va t-en! (czyli wynocha!).

Zwykły dół to stan, którego doświadczamy, kiedy zaliczyliśmy glebę. Strata pracy, rozstanie, opieprz od szefa. Coś w tym stylu. 

Czasem po prostu budzimy się i już wiadomo, że to będzie słaby dzień.
Ogólnie to przybiera różne formy, ale nie powinno trwać zbyt długo. Jeśli trwa długo, trzeba szukać pomocy.
Mamy dość, nasze życie jest do dupy, nic mi się nie układa, jestem głupia, nikt nigdy mnie nie pokocha, jestem brzydka, zostawcie mnie w spokoju, będę leżeć cały dzień w łóżku i płakać - to tak właśnie narasta. Chodzi o to, żeby to narastanie zatrzymać.
Każdy miewa słabsze dni i to jest normalne i w porządku. Dobrze jest dać sobie prawo do słabości, wszyscy jesteśmy tylko ludżmi, tak? Mimo tego, lepiej uniknąć stanu, w którym dół zaczyna nas wchłaniać. Chcesz poleżeć i popłakać? Spoko. Ale potem wstań i zrób coś, żeby poczuć się lepiej.

Najlepszym poprawiaczem nastroju jest wysiłek fizyczny (tak, tak, słynne endorfinki). 

Ludzie, którzy mówią, że podczas biegania najlepiej porządkuje się myśli, nie opowiadają bajek. Ludzie, którzy robią przysiad z kulkunastokilogramowym obciążeniem, choć dwa miesiące temu nie umieli go zrobić nawet bez sztangi, czują, że mogą wszystko (moje własne doświadczenie).

Dobry jest też wysokoweglowodanowy posiłek (ale nie danie z mikrofali). Nie chodzi o to, żeby zajadać smutki (tak jak wszystkie bohaterki komedii romantycznych o nienagannych figurach, jedzące lody litrami i pijące wino butelkami). Chodzi o to, żeby dostarczyć sobie paliwa i uniknąć skoków cukru we krwi. Znacie ten haj po zjedzeniu tabliczki czekolady i zjazd niedługo potem? No właśnie.

Ja np. jestem introwertykiem i mam tendencję do izolowania się, a przynajmniej do unikania interakcji z ludźmi. 

Zaskakująco, na doła najbardziej pomaga mi osobiście wyjście z domu. 

Szczerze mówiąc, im dłużej siedzę zamknięta w mieszkaniu, tym jest gorzej. Myśli naciskają, kręcę się w kółko wokół tych samych scenariuszy i w żadnym nie ma wyjścia.
A potem wychodzę z domu - czasem trzeba się zmusić. Nagle okazuje się, że świat kręci się niezależnie od moich (wyimaginowannych lub nie) dramatów i jeśli mu pozwolę, wessie i mnie. Dopóki będę siedzieć zamknięta w domu, życie nie będzie miało do mnie dostępu. 

W pokonywaniu doła chodzi właśnie o to, żeby na nowo zachłysnąć się życiem, pozwolić życiu dostać się do naszego krwioobiegu - cokolwiek to dla was znaczy.


Tak naprawdę nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.
I nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej.
Wybór należy do każdego z nas,

Ciao.

You Might Also Like

0 komentarze

Popularne

Instagram