Tygodnik wczesnojesienny [27/16]

22:09:00

Teoretycznie mamy jeszcze kalendarzowe lato, ale wakacje już się skończyły i powoli skrada się wczesna jesień. Niech będzie długa i słoneczna. Lubię jesień, a Wy?
Pierwszy tydzień września upłynął mi pod znakiem ludzi.
Dużej ilości ludzi.
Za dużej.
Ogólnie było za dużo wszystkiego. Informacji, wydarzeń, ludzi, pokonanych kilometrów. Mało było za to czasu.

śródziemie, policyjne maskotki, Centrum Nauki Kopernik


Czuję się zmęczona. Myślałam, że solidnie przespana noc załatwi sprawę, ale niestety. Jedyne, o czym dziś  cały dzień marzyłam, to łóżko. Miałam napisać ten tygodnik wczoraj wieczorem po powrocie z Warszawy, ale nie dałam rady. Dziś też zmuszam się siłą woli. W sumie dobrze wiedzieć, że jakąś tam mam.

Jo Nesbo idzie mi jak po grudzie, na Czerwonego Kapitana też jeszcze nie dotarłam. Mhm. Może w tym tygodniu uda się to nadrobić.

Udało mi się za to odwiedzić ogrody na Bibliotece UW. 

Biblioteka sama w sobie jest genialna, ogród jest w porządku. Taras widokowy jest trochę przerażający ze względu na kratkowaną podłogę. Za to widok na Wisłę i Warszawę jest bajeczny. Żałowałam, że nie mam ze sobą aparatu, ale ta wycieczka była dość spontaniczna. Tak naprawdę w planach były latające psy, ale tam nie dotarliśmy. Mój towarzysz nie jest bowiem wielkim fanem psów (whaaat?).

Dotarliśmy za to do Centrum Nauki Kopernik, 

gdzie okazało się, że nie można kupić wejściówek na miejscu, trzeba kupować przez net i to odpowiednio wcześniej. Faktycznie są tam tłumy. Udało nam się zobaczyć roboty rysujące portrety (siadacie sobie na stołku i trzy roboty zaczynają rysowanie) i kawałek wystawy o nieśmiertelności. Sama wystawa mega, chociaż trochę ryje banię. Zastanawialiście się kiedyś, jakie konsekwencje dla ludzi miałoby choćby tylko wydłużenie życia do 150 lat?
Skojarzyła mi się nadzwyczaj mocno z książką Futu.re, której recenzję mam napisaną już od całkiem dawna i nadal nie zdecydowałam się jej umieścić, ale teraz to zrobię. Być może ta wystawa była właśnie tym ostatnim brakującym elementem.
Przy okazji pobytu w CNK zahaczyliśmy też o piknik na trawie odbywający się za budynkiem Centrum. Był jakiś pokaz gotowania, ale się nie załapaliśmy (tylko na samą końcówkę), za to fajnie było poleżeć sobie na leżaku i pogapić się na Wisłę. Był też tam mini targ, ale nie wiem, czy to impreza cykliczna. Można było kupic takie dziwy jak tempeh albo ocet gruszkowy, ale nie potrzebuję, więc nie kupiłam.

Przytrafiła mi się też przykra sytuacja w busie firmy C., relacji Lbn-Waw. 

Przez nich spóźniłam się na ważną rozmowę. Dramat rozegrał się następująco:
Mam na godz. 13 być w Mordorze, więc o 9 jestem na dworcu. Bus powinien odjechać o 9:20. Podjeżdża, wsiadamy w kilka osób (chyba 6), czekamy na odjazd. O godz. 9:30 żadnych oznak odjazdu, za to kierowca beztrosko spaceruje obok busa. Wysiadam i pytam:
Ja: O której mamy odjazd?
K: O 9:45
Ja: O 9:45? Co się stało z kursem o 9:20?
K: Jest przesunięty na 9:45.
Ja: Jest przesunięty? Dlaczego nikt nas nie poinformował?
K (uśmiechając się): Przepraszam.
Ja (wkrówiona): Przepraszam? Gdybym chciała jechać o 9:45, to bym jechała o 9:45, ale jadę o 9:20 z jakiegoś powodu.
K: Na którą musi pani być?
Ja: Na 12.
K: Może nadrobimy po drodze.

Zgadnijcie, czy nadrobiliśmy? Podpowiem: nie. Zamiast o 12, byłam pod Mariottem o 12:18. To plus kursujące co 15 min. 504 wystarczyło, żeby się spóźnić.
Nosz krówa mać. Oto wzorowe świadczenie usług przewozowych. Rozkład sobie, a życie sobie. Wiwat punktualność, kto by się śpieszył do Warszawy przecież. Firmy busowe długo utrudniały życie Polskiemu Busowi i w rezultacie PB ma z Lublina kurs o 5 rano, a następny aż o 10:50. W związku z tym firma C. może olewać rozkład i pasażerów, bo wie, że w tych godzinach my, pasażerowie nie mamy żadnej alternatywy. Rozważam napisanie skargi. Niestety firma przezornie nie podaje adresu email, więc będę jeszcze musiała zainwestować w kopertę i znaczek. Uprzejmie informuję również, że wbrew temu, co piszą na swojej stronie, WiFi na pokładzie ich busa zdarzyła mi się tylko JEDEN raz, na kilkanaście kursów w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Także tego.

Przy okazji, wiecie jak pewna miła poznanianka nazwała przejście podziemne pomiędzy Mariottem a Centralnym?

Śródziemie! 

Podziemie w środku miasta to Śródziemie. Genialne w swojej prostocie, prawda?

W związku z natłokiem spraw różnych nie miałam czasu dla bloga. Shame on me. Ten tydzień, który już trwa zapowiada się spokojniej.

Wykopaliska internetowe dały trzy ciekawe linki:

Tyle na razie ode mnie. Podzielcie się swoimi przygodami w podróży.

Ciao.

You Might Also Like

0 komentarze

Popularne

Instagram